Kwiecień w Bieszczadach i kolejny wilk

Opublikowano: 2014-08-24

Znów wiosna w Bieszczadach

Wiosenne wyjazdy w Bieszczady są przeze mnie najbardziej wyczekiwane. Już od późnej jesieni odliczam dni i czekam, żeby z początkiem kwietnia zatopić się najczęściej na około miesiąc w bezkresnej dziczy :). Tego roku miałem (w sumie jak zwykle) wielkie plany. Żeby o niczym nie zapomnieć, spisałem sobie nawet w notatkach, które miały mnie dodatkowo motywować: wilk, niedźwiedź, puszczyk uralski, borsuki i jeszcze kilka drobniejszych punktów :). Nie sądziłem, że będę w stanie zrealizować założenia (choć powinienem raczej napisać „marzenia”) w takim stopniu.
Początek wyjazdu, jak to w górach, był bardzo zmienny pogodowo. Najpierw trochę słońca, a później ciągłe przymrozki, śnieg, dużo mgieł… W takich warunkach fotografuje się bardzo trudno, a wielodniowe zasiadki w lesie, nie należą do łatwych i do końca przyjemnych.
Pierwsze dni w czatowni bardzo się dłużyły. Poza odwiedzającymi wilczą padlinę ptakami drapieżnymi, nic się w zasadzie nie działo. Pogoda również uwzięła się na mnie. Mgła każdego dnia szorowała po łące tak mocno, że chwilami nie było nic widać na kilka metrów. Wtedy irytowałem się najbardziej i zastanawiałem, czy przypadkiem 20 m ode mnie nie stoi niedźwiedź lub wilk… Jedynie 9 kwietnia wieczorem gościłem 2 niedźwiedzie, które w niedługim czasie sprawiły mi masę fotograficznej i przyrodniczej radości, ale o tym w kolejnej fotorelacji.

Dobry kolega myszołów

13 kwietnia znów pierwsza pojawiła się mgła. Mimo niej, dostrzegłem na śródleśnej łące, około 10-15 m. ode mnie żerującego myszołowa. Obserwowałem go chwilę, nawet nakręciłem z nudów fragment filmu. Ptak zachowywał się spokojnie i swoją uwagę skupiał głównie na wyszukiwaniu w trawie śniadania :). W pewnym momencie zauważyłem, że coś przykuło jego uwagę. O godzinie 6 rano było za wcześnie na człowieka (szczególnie przy mocnej mgle). Poza tym myszołowy w takich przypadkach reagują dość błyskawicznie na ludzi. Doszedłem do wniosku, że musi on widzieć coś więcej, niż ja, chyba coś fajnego… Przez moją głowę przebiegła myśl o wilku. Nagle myszołów zerwał się i odleciał. Wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Krótką chwilę potem zobaczyłem w gęstej mgle bardzo delikatny zarys charakterystycznej postaci wilka. Jak ja bardzo na to czekałem :).

On, czyli piękny, bieszczadzki wilk :)

Niestety na zdjęcia nie było szans. We mgle zwierzę wyglądało, jak duch. Mnie pomógł nieco myszołów, ale myślę, że wiele osób mogłoby go nawet nie zauważyć. Tak bardzo zlewał się z tłem. Wilk ostrożnie i przez krótką chwilę przedefilował w odległości około 30 m ode mnie. Nawet, gdybym zdecydował się na wykonanie ujęć, byłyby one na pewno słabe (kontrast bliski zeru). Postanowiłem zatem nie wykonywać kompletnie żadnych ruchów. Nie muszę chyba mówić, jak ciężka jest to decyzja, gdy ma się przed obiektywem wymarzone zwierzę, a jednocześnie nie ma się pewności, czy ono jeszcze wróci i czy pogoda pozwoli na wykonanie choćby pamiątkowych fotografii. Zawsze w takich wypadkach kłębią się w głowie myśli „a może jednak spróbować, może coś wyjdzie…”.
Ja postanowiłem, że jednak poczekam. Do tej pory zastanawiam się, jak się zmusiłem do takiego heroizmu ;). Miałem nadzieję, że cierpliwość się opłaci i w nagrodę dostanę to, o czym tak marzę (mimo, że mam już zdjęcia wilków). Wilk odszedł, a ja umieściłem niezwłocznie na facebooku następujący wpis:
„6.00. Dalej jest bardzo gęsta mgła, ale właśnie miałem spotkanie z wilkiem. Niestety zdjęcie nie byłoby dobre, więc nawet się nie wysilałem. Nie chciałem go niepotrzebnie wypłoszyć. Może jeszcze wróci... z kolegami :).”
Cierpliwość była mą cnotą przez kolejne 35 minut. O godzinie 6.35, bardzo blisko mojego stanowiska znów pojawił się wilk. Stał tyłem do mnie, a mgła ku mojej uciesze nieco zelżała i teraz wręcz dodawała scenie bardzo wilczego i bieszczadzkiego klimatu. Do ideału oczywiście brakowało sporo, ale bez kłopotu mogłem zrobić zdjęcia. Drapieżnik po chwili odwrócił się i charakterystycznym truchtem zaczął przemieszczać się w moim kierunku. Parametry światła były na tyle dobre, że bez problemów wykonałem nieporuszone fotografie. Wilk był naprawdę piękny, dobrze odżywiony, zdrowy i miał niesamowicie ładną, jeszcze zimową sierść, która dodawała mu uroku. Zdjęcia wykonywałem bardzo spokojnie, żeby nie spłoszyć gościa. Mógłby przecież później kojarzyć miejsce z czymś niebezpiecznym. Dlatego powstało łącznie zaledwie 5 zdjęć. Na ostatnim wilk zatrzymał się, popatrzył prosto w obiektyw, zrobiłem wtedy jedno „pstryk” i pozwoliłem mu bardzo spokojnie się oddalić. Wiedziałem, że ruch obiektywu spowodowałby ucieczkę. A przecież liczyłem, że jeszcze kiedyś się spotkamy :).
W sumie zawsze pozostaje pewien niedosyt, ale pomyślałem wtedy, że nawet gdyby wyjazd zakończył się tylko takimi ujęciami, to i tak jestem bardzo szczęśliwy. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z tego, co uda mi się uwiecznić już niedługo.

Damian Olawski
Damian Olawski

Kilka zdjęć bieszczadzkiego wilka

x