Marzenia się jednak spełniają... czyli moje pierwsze zdjęcia bieszczadzkich niedźwiedzi

Opublikowano: 2014-03-27

Dziki bieszczadzki niedźwiedź. To było jedno z największych fotograficznych marzeń, oprócz marzenia o sfotografowaniu wilka w moich górkach. W związku z tym, że urodziłem sie w Bieszczadach, to koniecznie chciałem sfotografować właśnie bieszczadzkiego misia, zdecydowanie bardziej nieuchwytnego i dzikiego od tego tatrzańskiego. Ponad 2 lata różnych zabiegów, wiele nocy spędzonych w lesie z nadzieją, że rano pojawi się on... Zawsze byłem o krok za nim, spóźniałem się o kilka minut, o pół godziny. Plułem sobie w brodę, że mam tak mało czasu na realizację pasji, że nie mogę siedzieć tygodniami w lesie, jak zawodowi fotograficy... I w końcu udało się. To był prawdziwy cud :). Nie dosyć, że pojawił się niedźwiedź, to jeszcze nie był sam. Misiowej mamusi towarzyszyły 2, a jak się później okazało aż 3 maluchy :). Nasze spotkanie trwało 10 minut... tylko i aż, bo przyznam, że niewiele z niego pamiętam, tak pochłonęło mnie fotografowanie i koncentrowanie się na możliwie najlepszym ustawieniu sprzętu w niełatwych warunkach.

6.30 rano. Wizyta koziołka sarny. Oj, zaraz będzie się działo... :)Godzina 6.30. Na polanę w środku lasu wychodzi mały koziołek sarny. Nic się nie dzieje. Po nocy spędzonej w lesie jestem dość zmęczony, zaczynam tracić wiarę, że tym razem się uda. Przecież widziałem właśnie tutaj ślady niedźwiedzia, ale co z tego, skoro te drapieżniki mają ogromne rewiry (w ciągu roku poruszają się po terenie nawet 1800 km2, a w całej Polsce według różnych obliczeń, żyje ich tylko 80-100 osobników). Dzień wcześniej, z wielkim namaszczeniem wybierałem misiowi w supermarkecie jabłka. Zainwestowałem całe 5,99 zł :), a tu nic. I jeszcze to zmęczenie po nieprzespanej nocy... Myślę sobie, że przynajmniej dziki, które kilka godzin wcześniej szalały na polanie miały pożytek z jabłek, może im smakowały. Przez chwilę odpoczywam wyłączając się i myśląc o niedźwiedziu. Zastanawiam się, czy nie zamknąć na chwilę oczu, ale nie. Przecież mógłbym coś przeoczyć. Podnoszę się i.... to niemożliwe. Jest! Wychodzi z lasu na polanę. Nierealne.

 Moje pierwsze zdjęcie bieszczadzkiego niedźwiedzia. Kwiecień 2009Z wrażenia wydaje mi się, że może to dziki, bo przecież to nie może być prawda, mimo, że od razu poznaję sylwetkę. Chaos w mojej głowie wprowadza tylko to, że dzień wcześniej obserwowałem ślady młodego samotnego osobnika, a tu widzę w krzakach kilka sztuk. O co chodzi? Może to rzeczywiście dziki, a tylko ja sobie wmawiam, że to niedźwiedź? Szarpię za aparat, patrzę i... tak, marzenia się spełniają... i to mnie, naprawdę mnie :). Spokojnym krokiem idzie w moją stronę samica. Zauważam też 2 młodych. Delikatnie, bez nerwowych ruchów zaczynam robić zdjęcia. Każde pstryknięcie powoduje pewien niepokój u niedźwiedzicy. Dobrze, że jestem odpowiednio zamaskowany i po pewnym czasie samica koncentruje sie na szukaniu pożywienia. 1 z dwójki młodych wychodzi mi z kadru, ostrożnie podnoszę głowę, żeby zobaczyć, gdzie jest, i... to niesamowite. Kolejny cud. Do gromadki dołącza 3 niedźwiadek :). Jestem w 7 niebie :).

Niedźwiedzica zaniepokojona dźwiękiem migawki aparatuRobię kilkadziesiąt zdjęć i biorę kamerę do ręki, żeby uwiecznić choć przez chwilę (50 sekund) to zjawisko. Później znowu fotografuję. Nagle, po 10 minutach młode daje znać dziwnym odgłosem i cała rodzinka bezszelestnie znika w krzakach... Nie mogę uwierzyć we własne szczęście. Dopiero teraz przeglądam zdjęcia, sprawdzam, czy się udały, czy są ostre, dobrze doświetlone... i wydaje mi się, że to tylko sen. Przez kilka kolejnych dni nie mogłem się oswoić z tą myślą. Po pewnym czasie uświadomiłem sobie jeszcze 1 rzecz. Zdjęcia zrobiłem 8 kwietnia 2009 roku o 7.00 (wtedy powstała pierwsza fotografia). Dokładnie rok wcześniej, idealnie o tej samej godzinie wjeżdżałem na salę operacyjną ze świadomością, że różnie może się to dla mnie skończyć. Rok później dostałem wielki prezent... pewnie od Pana Boga, bo to nie mógł być przypadek :).

Do spełnienia tego wielkiego marzenia przyczynił się mój bieszczadzki przyjaciel - Grzesiek Podstawski, któremu bardzo dziękuję, że nie stracił do mnie cierpliwości, słuchał mojego ciągłego "gadania" o niedźwiedziach, pomagał mi je tropić :) i przeciwieństwie do niektórych, nigdy nie zwątpił, że mi się uda. Dzięki Grzesiu! :).

Damian Olawski
Damian Olawski

Kilka zdjęć z pierwszego spotkania z bieszczadzkimi niedźwiedziami i nie tylko

x